Maratony miejskie są nudne.
…dlatego sobie założę mundur, buty taktyczne i zapakuje plecak 10-kilowym obciążeniem, by następnie w podskokach ruszyć w las.
…i się okazało, że pomyślało tak ponad 400 osób 😮
Po godz. 8:00 zdaję plecak w miejscu koncentracji. Waga się
zgadza, a nawet o 2 kg bardziej (bukłak z izo). Na miejscu czuć już specyficzną atmosferę. Mundury różnych formacji, w
różnych kolorach, jednak z przewagą khaki. Buty wyglancowane na błysk – czysty but
to podstawa, choćby miał być czysty tylko na starcie (i tak było). Grupowe foto i przed 9:00 odbieramy swoje
plecaki. Start na dobrze już znanej polanie, na którą wspólnie się udajemy.
foto: Jarosław Kociel |
foto: Jarosław Kociel |
Start na lublinieckich imprezach mundurowych jest unikatowy i niezapomniany. Klimat jak podczas jakiejś bitwy, gdzie wszyscy ustawiają się w linii i czekają na sygnał do ataku. Zaczynamy odliczanie i na wystrzał ruszamy "rojem" w kierunku trasy, wylewając się na nią jak z lejka. Pierwsze dwa kilometry to bieg po asfalcie, tłum narzuca tempo. W lesie trochę się stawka rozciąga i każdy ma więcej przestrzeni dla siebie. Plecak czuć już od początku, można powiedzieć, że od chwili startu twardo stąpam po ziemi :P
Maraton Komandosa to trasa składająca się z dwóch pętli. Większa część wiedzie przez las, po leśnych duktach i ścieżkach, ale szlakiem pobiegniemy też między łąkami, wzdłuż jeziora, a także asfaltem przez środek wsi. Podłoże względnie suche. Momentami było mokro, ale generalnie w bucie skarpeta sucha przez cały bieg.
![]() |
Foto: Ladislav Maras |
![]() |
Foto: Ladislav Maras |
Pierwszą pętlę zrobiłem w 2:43:46, czyli już wiadomo, że planowane 5:30:00 jest poza zasięgiem, tym bardziej, że czułem się strasznie przygnieciony po dystansie półmaratonu. Już wiedziałem, że to nie żarty, a bieg z przyjemnością będzie miał niewiele wspólnego. Przynajmniej elita mnie nie zdublowała (pierwszy 3:01:45, drugi 30s później – jprdl...)
Na punkcie uzupełniłem bukłak, zabrałem resztę prowiantu (żele i baton) i wziąłem butelkę Pepsi.
Zrzucony na chwilę plecak to była jedna z piękniejszych w tym dniu chwil, a kubek herbaty to już była pełnia szczęścia
…która trwała zbyt krótko.
Założywszy ponownie plecak, poczułem się jak pieprzony grecki
Atlas czy inny Syzyf i ruszyłem w dalszą drogę. Asfalt trochę z górki i noga jeszcze podawała,
ale pod samym lasem już mnie odcięło. A miałem się ogarnąć… A gdzie jeszcze 18 km…?
Przypomniała mi się kwestia Marka Kondrata z filmu „Nic śmiesznego”, kiedy to Adaś Miauczyński pokazuje mu leśny krajobraz. To kluczowe zdanie tej sceny nasuwało mi się na usta, a plecak miałem ochotę cisnąć gdzieś w krzaki i wrócić później po niego autem. Generalnie głowa siadła...
Przypomniała mi się kwestia Marka Kondrata z filmu „Nic śmiesznego”, kiedy to Adaś Miauczyński pokazuje mu leśny krajobraz. To kluczowe zdanie tej sceny nasuwało mi się na usta, a plecak miałem ochotę cisnąć gdzieś w krzaki i wrócić później po niego autem. Generalnie głowa siadła...
Postanowiłem jednak iść naprzód. Wyjąłem batona proteinowego i zmusiłem się by go zjeść, bo wcale nie miałem na niego ochoty. Popiłem pepsii tak sobie szedłem. Jakieś 700 m marszu wyszło łącznie, kiedy postanowiłem zmusić się do truchtu. Plan był prosty – 1 minuta biegu na 30 sekund marszu. Dałem sobie przyzwolenie na marsz, ale coś za coś - dżentelmeńska umowa z samym sobą.
Głowa była też zajęta zegarkiem, czyli zadaniowo. Generalnie, mówiąc po wojskowemu, ch*jowo, ale stabilnie. Posuwałem się do przodu. Orka na ugorze i rozpędzanie zimnego czołgu.
I możecie mi mówić, że trail to kontemplowanie przyrody, krajobraz, dźwięki natury i inne ćwierkające ptaszki, ale jak wjeżdża na słuchawki ciężkie drum and bass, to nic lepiej nie mogło mnie ogarnąć z kryzysu jak właśnie mocny bass i szybki bit. Odrodziłem się jak feniks z popiołów i czwartą ćwiartkę zrobiłem szybciej niż trzecią, wyprzedzając na ostatniej dyszce 50 osób. W połowie byłem na 324 miejscu, a skończyłem na 274. I ten powrót na koniec cieszy mnie bardziej niż wszystko inne, bo wygrałem walkę z samym sobą. A to co dzieje się w głowie podczas takiego biegu, to po prostu trzeba przeżyć...
Czas jaki osiągnąłem to 5:55:14 (plan B zakładał ścięcie szóstki, także zrobione). W maratonie startowały 446 osoby, rywalizację ukończyło 424, w tym 33 panie.
foto: www.kiwiportal.pl |
![]() |
Na mecie było oczywiście kontrolne ważenie plecaków. Ciężar się zgadzał ;) |